piątek, 3 kwietnia 2015

Świąteczny Flashback

***
flashback

- Dlaczego uciekłaś? - zaskoczył mnie z samego rana pod domem moich rodziców. Zaatakował kiedy wsiadałam własnie do auta.
- Nie uciekłam... - odpowiedziałam nie patrząc na niego, bo nie umiałam mu kłamać prosto w oczy.
- Myślałem, że jak się obudzę to będziesz obok mnie... - nie odpuszczał.
- Dan, daj spokój, jesteśmy dorośli. Poniosło nas i tyle. - próbowałam go jakoś spławić. Robiłam to trochę wbrew sobie. Z jednej strony cieszyłam się jak cholera, że przyszedł ale z drugiej wiedziałam, że muszę go sobie odpuścić. Po jutrze wracałam do Polski. 
- Nie spławiaj mnie. - zatrzasnął mi drzwi od samochodu przed nosem kiedy szykowałam się aby wsiąść do auta. - Proszę... 
Jego wielkie smutne oczy wpatrywały się we mnie z nadzieją, że jednak go tam nie zostawię. No i nie zostawiłam. Nie chciałam go zostawiać. 
- Dobra wsiadaj. Pogadamy po drodze do szpitala. - zaproponowałam. W oczach Dana zapaliła się iskierka nadziei a ja lekko uśmiechnęłam się pod nosem widząc ten błysk w jego oku.
Droga do szpitala była dość długa a wczesne godziny ranne nie należały do najprzyjemniejszych. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej po kawę. 
- Jak Ty się w ogóle znalazłeś pod moim domem? - zapytałam płacąc za kawę.
- Woody mnie podwiózł. - odpowiedział wypijając łyk kawy, którą się poparzył.
- Uważaj, gorąca... - wyciągnęłam z kieszeni chusteczkę aby wytrzeć mu brodę, którą ochlapał sobie kawą kiedy wypluwał ją z ust z powrotem do papierowego kubeczka. Trochę się wzdrygnęłam kiedy dotknął mojej dłoni. Ale nie dlatego, że się wystraszyłam. Poczułam jego delikatną dłoń, popatrzyłam mu w oczy i oblałam się rumieńcem. Delikatnie oddałam mu chusteczkę.
- Dobra jedziemy. - westchnęłam i kiwnęłam głową w stronę auta. 
Jechaliśmy najpierw trochę w milczeniu, rozmowa się nie kleiła, albo żadne z nas nie chciało pierwsze zacząć. Nikt nie chciał poruszać tematu ostatniej nocy? To była dość krępująca sytuacja. Co chwilę jedno zerkało na drugie głupio się uśmiechając. W radio leciała jakaś muzyka. Dan dał głośniej i zaczął się wygłupiać śpiewając dziwną piosenkę. 
- Nie rozśmieszaj mnie jak prowadzę! - nie mogłam się powstrzymać od śmiechu kiedy to słyszałam. - Postaw tą kawę, bo porozlewasz! - wskazałam na małą półeczkę w samochodzie która miała dwie przegródki na kubki. Próbowałam go uspokoić kiedy dziwnie wymachiwał rękoma. Niestety nie obeszło się bez rozlanej kawie na jego koszulce.
- Jesteś głupi. - pękałam ze śmiechu.
- Dzięki! - oburzony moim stwierdzeniem, wycierał koszulkę po czym zapiął bluzę tak aby nikt zobaczył jego plamy. - W nocy mówiłaś co innego. - podniósł jedną brew do góry spoglądają na mnie spod okularów. Chciał się odegrać za tego "głupka" ? 
- Ja? A co niby? - udawałam, że nie pamiętam. Albo serio nie pamiętałam. Albo zapamiętałam tylko to co chciałam.
- Na pewno nie to, że jestem głupi. - ktoś poczuł się urażony? - Mówiłaś, a właściwie krzyczałaś "Oh Dan! Jesteś boski! Oh tak! Nie przestawaj!" -  wokalista świetnie odegrał damską rolę, wzdychając i krzycząc. A jego śmiech był zaraźliwy i choć chciałam być poważna to nie mogłam. Dobrze, że byliśmy w samochodzie i nikt nas nie słyszał.
- Pfff! Wcale tak nie krzyczałam! Chciałbyś! - oburzyłam się, bo to była nie prawda. 
- Hahaha, no dobra żartowałem... - zaśmiał się. - Ała! Za co? -  oberwał ode mnie pięścią w żebro.
Nie odpowiedziałam tylko uśmiechnęłam się najbardziej uroczo jak umiałam. Widząc radość bijącą od niego, samej chciało mi się cieszyć. 
W szpitalu, byłam umówiona z doktorem, który się mną opiekował podczas mojej śpiączki. Grzecznie przedstawiłam się młodej dziewczynie na recepcji, która zaczęła coś klikać w komputerze po czym skierowała mnie do odpowiedniej sali. Dziwnie się czułam przechodząc przez korytarz i jeszcze z Danem u boku. Miałam wrażenie, że wszystkie salowe i pięlęgnarki się na nas gapią i o wszystkim wiedzą, tym bardziej, że co druga z nich uśmiechała się do Dana. 
- Widzę, że masz tu niezłe branie. - nie mogłam tego zostawić bez komentarza.
- Zazdrosna? - zapytał.
- A skąd! - odparłam stanowczo.
- Wiesz jak czasem musiałem się namęczyć, żeby dostać się do Twojej sali? Powinnaś być im wdzięczna.
- Ja? Ja się nie prosiłam, żebyś przesiadywał przy moim łóżku... - powiedziałam to nie zastanawiając się.
- Mhm... to nie było miłe. - odparł wokalista.
- Przepraszam, nie to miałam na myśli. - co ja sobie myślałam?
Po dwudziestu minutach miałam już w rękach wszystkie potrzebne, papiery, historie i wypisy ze szpitala, które musiałam zabrać ze sobą do Polski. Podziękowałam za wszystko lekarzowi i pożegnałam się. Co dalej? Nie miałam konkretnych planów na dziś. Byłam już spakowana i czekałam na powrót Toma. Jednak nie docierało do mnie, że wyjeżdżam. Nie wiedziałam co mnie czeka w Polsce. I jeszcze ta noc z Danem, której resztę przepłakałam kiedy wyszłam z jego mieszkania. Ale pogodziłam się z tym, że to była tylko przygoda. On chyba liczył na coś więcej a ja nic więcej mu dać nie mogłam. Stałam i przed szpitalem, czekając na Dana który gdzieś zgubił się w szpitalnych korytarzach, szukając automatu w wodą i zastanawiałam się co teraz?
- To jakie plany na dziś? - zapytał szatyn popijając wodę z butelki.
- Właśnie o tym myślałam i... nie mam pojęcia? Chyba wrócę do domu i ... - zaczęłam się chwilę zastanawiać, co zrobię jak wrócę, ale nic mi do głowy nie przychodziło.
- To ja Cię zabieram w fajne miejsce. - odpowiedział zadowolony.
- A Ty czasem nie masz jakiś zajęć? Nagrań w studio czy coś? - zapytałam.
- Spokojnie, mam dziś czas. Dla Ciebie. - Dan objął mnie ramieniem, a ja znów poczułam jak oblewam się rumieńcem. W jednej chwili chciałam aby tak zostało na zawsze ale z drugiej strony wiedziałam, że tak nie może być. Ale dlaczego nie mogło być tak jak w moim śnie? Mogłam rzucić wszystko i zostać tu z nim. Chyba się bałam, że nie będzie tak kolorowo. Ale kto nie ryzykuje ten nie żyje, prawda? Wahałam się jak typowa październikowa waga. Byłam kiepska w podejmowaniu decyzji. A jeśli już to zajmowało mi to sporo czasu, a ja teraz takiego czasu nie miałam.
Dałam Smithowi kluczyki, bo chciał mnie zawieźć w jakiejś miejsce znane tylko jemu. 
- Pokaże Ci Tamizę od innej strony. Takiej jeszcze nie widziałaś. - ucieszony chłopak odpalił silnik.
Jechaliśmy krótko w wyznaczone miejsce. A później spacerowaliśmy podziwiając widoki parku, łąki i Tamizę która faktycznie wyglądała zupełnie inaczej niż w centrum Londynu. Wąska, leniwa, jej brzegi zarośnięte przez drzewa i krzaki a jej poziom w ciągu doby zmieniał się nie do poznania. Można też był spotkać gęsi wylegujące się na brzegach czy taplające w wodzie. Widok był niesamowity wręcz sielankowy. Jakbyśmy byli w całkiem innym miejscu na świecie.Spokój i cisza, którą jedynie zakłócały lądujące samoloty na pobliskim lotnisku Heathrow. Kamieniste brzegi trochę utrudniały nam wycieczkę, ale widoki jak na przykład dwa łabędzie pływające sobie beztrosko, rekompensowały nam wszystko.
- Szkoda, że nie mamy suchego chleba. - stwierdził Dan zatrzymując się przy łabędziach i robiąc im zdjęcie.
- Łabędzi się nie dokarmia, a jeśli już to nie chlebem. - szturchnęłam Dana w łokieć.
- Ej, nie wyszło mi zdjęcie. - zmarszczył brwi a ja wzruszyłam ramionami. To czym się je karmi? Myślałem, że lubią jeść chleb?
- Lubić lubią, ale nie mogą dostawać tylko chleba. Daje się im jakieś zboża i warzywa. - odpowiedziałam.
- Dobrze wiedzieć. Następnym razem wezmę marchewkę. - uśmiechnął się szatyn.
Spacerowaliśmy, wygłupialiśmy się i rozmawialiśmy, aż znaleźliśmy miejsca godne naszych tyłków. Dan rozłożył swoja bluzę na trawie abym mogła usiąść nie brudząc się. Sam usiadł za mną. Trochę mnie sparaliżowało, bo nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Gdy poczułam ciepło na moich plecach, obejmujące mnie ręce, i drapiącą brodę na moim ramieniu oraz zimne ucho na policzku, powinnam wstać i powiedzieć, dziękuję postoję. Ale nie zrobiłam tego. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w oddech Dana. Był spokojny i opanowany, na swoich plecach czułam jego serce , które waliło w klatce piersiowej. Już za chwilę nasze oddechy były jednakowo miarowe, a zimne ucho się zagrzało. Siedzieliśmy w milczeniu. Nie potrzeba było słów. Słuchaliśmy śpiewu ptaków i nadlatujących samolotów. Tak w szczególności samoloty były bardzo romantyczne. Było mi tak cholernie dobrze! Chciałam tylko aby ta chwila trwała wiecznie. Po jakimś czasie usłyszałam lekkie westchnięcie i zimne usta na szyi.
- To łaskocze. - zrobiłam delikatny unik.
Dan próbował mnie znów pocałować ale łaskotki nie dawały mu szansy. Doszło do walki na łaskotki, w której wygrał i znalazł się nade mną przytrzymując moje obie ręce.
- I co teraz? - zapytał.
Zaśmiałam się jeszcze raz, bo każdy z nas dobrze wie jak kończą się takie zabawy z chłopakami.
- Rób co chcesz, tylko proszę, nie łaskocz mnie więcej. - poddałam się całkowicie temu chłopakowi.
Smith nie puścił moich dłoni tylko powoli schylił się ku mnie, a ja widząc wielkie niebieskie zbliżające się oczy i czując miętowy oddech wokalisty czułam, że serce wyskoczy mi z piersi. Nie przeszkadzało mi, że te siedemdziesiąt kilogramów żywej wagi siedziało na mnie i uciskało mój pęcherz. Po co ja piłam tą kawę? 
Danowe usta zbliżyły się do moich czy tego chciałam czy nie. Ale chyba jednak chciałam. Moje dłonie zostały w końcu zwolnione z uścisku szatyna i mogłam zatopić swoje palce w jego czuprynie. Pocałunek nie był długi ale treściwy. I nie chodzi tu o wymianę płynów, nie, nie. Miał w sobie to coś, po czym czujesz, że chcesz więcej i więcej. Tak też się stało. Wycałowani i rozanieleni postanowiliśmy coś zjeść i spędzić resztę dnia ze sobą. Jak nastolatki trzymające się za rączki, unosząc się kilka centymetrów nad ziemią wróciliśmy do auta.
- Jedźmy do Ciebie... -  oznajmiłam.
Dojeżdżając do jego mieszkania, pomyślałam sobie "Co ja robię? Przecież znowu go zostawię..." Ale weszłam na górę z myślą, że jakoś to muszę zakończyć i że zaraz stąd wyjdę. Niestety nie udało mi się. Wyszłam ale po paru długich godzinach spędzonych w sypialni Smitha. Znowu uciekłam ale zostawiłam mu karteczkę. 
"Kocham Cię i przepraszam."

*** 

- Mamo! Ile tam jeszcze będziesz? Żyjesz? - Maja dobijała się do łazienki.
- Już, już wychodzę. - pochłonięta wspomnieniem z młodości, ostatniej nocy w Londynie, nie zauważyłam, że woda w wannie zrobiła się już chłodna. Wciągnęłam korek i pozwoliłam jej spłynąć. Wzięłam szybki gorący prysznic i zwolniłam łazienkę.
- No w końcu, myślałam, że się zleje w gacie. - Maja wparowała do toalety.
Owinięta w ciepły szlafrok, zaparzyłam sobie kawę i odpaliłam laptop. Bezmyślnie gapiłam się w ekran popijając kawę. Po dłuższej chwili wpisałam nazwę ulicy na której kiedyś mieszkał Dan. 
- Mam nadzieję, że nadal tam mieszkasz... - powiedziałam po nosem. - Maja szykuj się, to podwiozę Cię do szkoły! - krzyknęłam do córki w łazience.
- Ale miałasz sziś zosztasz f domu i odposzywaś? - Majka wyjrzała z łazienki ze szczoteczką w buzi.
- Ale zmieniłam zdanie. Muszę coś załatwić. - wciągałam obcisłe rurki na swój już nie młody tyłek.
- Co takiego? - zapytała.
- Coś bardzo ważnego. I wierz mi jak tego nie zrobię to będę żałować do końca życia. - odparłam na wdechu, zapinając zamek spodni.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć że...
- Ciii... zaufaj mi, Maju.
- No nie wiem, boję się, że zrobisz jakąś głupotę. - nastolatka wypluła zawartość spienionej pasty do zębów.
- Hej, czy to nie ja powinnam Ciebie umoralniać a nie Ty mnie? - zapytałam.
- Jak chcesz? Ale ja do niego "tato" nie będę mówić... - Maja zatrzasnęła mi drzwi od łazienki przed nosem.


Wesołych Świąt Wielkiejnocy Życzę Wam wszystkim i każdemu z osobna :*
Dla Was Dan machający girami na Flaws z Lolli :)



2 komentarze:

  1. Anonimowy13/4/15 23:42

    Omg! :O jakiś czas mnie tu nie było i to co tutaj zastałam było dla mnie lekkim szokiem :) Jestem zachwycona takim obrotem sprawy i bardzo spodobała mi się taka historia, jej przebieg jest no zaskakujący i bardzo ciekawy. Z czymś takim nie miałam jeszcze styczności :) jest super! Działy bardzo, bardzo fajne :3 Pozdrawiam, blueberrysmile ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Kochana!
      Ciesze się, że o mnie nie zapomniałaś i że podobało Ci się:)
      Zapraszam na następny rozdział :)

      Usuń