Kochani!
Na wstępie chciałam zakomunikować, iż ową rozmowę Dana i Alice
poniżej napisała dla mnie nasza kochana Alicja K. autorka Waszego i
mojego ulubionego bloga
Alicja nie spoczywa na
laurach ale ciężko przygotowuje się do matury i mimo tego znalazła
chwilę aby wyskrobać coś fajnego czego ja bym lepiej nie napisała,
więc niezmiernie jej za to dziękuję :)
Dziękuję
Alkuuu :*
Kocham Cię! <3
XXX
P.S.
Dla wszystkich moich Czytelników, którzy nie znają Wilczej Dziewczyny ,
radzę nadrobić zaległości i przeczytać jej ff – bo warto!
XXI
Kilka dni wcześniej...
W
mieszkaniu panowała nienaturalna cisza. Zwykle właściciel dbał
aby chociaż cicha muzyka rozpraszała milczenie. Dzisiaj albo nie
miał na to ochoty, albo jego głowa była tak przepełniona myślami,
że nie zauważył braku, wędrującej zazwyczaj po korytarzach,
melodii.
Alicja
z dyskretnym niepokojem obserwowała, jak Dan wypija kolejną lampkę
wina. Mężczyzna wytarł rudą brodę i od razu zaczął sobie
dolewać alkohol, podczas gdy blondynka wciąż spokojnie sączyła
pierwszą kolejkę.
-
Mogłeś powiedzieć, że zwyczajnie chcesz się nawalić. - mruknęła
wreszcie kobieta, nie mogąc dłużej patrzeć na zachowanie
przyjaciela. - Wzięłabym wódkę.
Smith
odstawił kieliszek i odchylił głowę, zamykając oczy.
-
Ona wcale się nie zmieniła. - stwierdził cicho.
Dan
z kolei uległ wielu zmianom po odejściu Alex. Alice wciąż
pamiętała, gdy, jeszcze jako młody chłopak, pisał do niej,
opowiadając o dziewczynie, która należała do tych wyjątkowych
osób, zmieniających innych na zawsze. Kiedy Polka zapadła w
śpiączkę, życie piosenkarza już nigdy nie było takie samo.
Pisarka
westchnęła, widząc zaciśnięte szczęki bruneta.
-
Minęło osiemnaście lat... - zaczęła niepewnie.
-
Wiem! - przerwał przyjaciółce zirytowany mężczyzna. - No przecież wiem. Ale co z tego? Ja tylko powiedziałem, że wcale sięvnie zmieniła.
Był
wyjątkowo drażliwy. Ale czemu się dziwić? To nie był zbyt
przyjemny temat.
-
Może powinieneś się z nią umówić? - kobieta próbowała na nowo
podjąć wątek.
-
Nie chce mnie widzieć. - Smith skulił się na wygodnej kanapie. - Musi mnie strasznie nienawidzić. Co ja jej niby takiego zrobiłem?
-
Oj Danny. - Alice uśmiechnęła się lekko i pochyliła się, żeby
poczochrać nadal bujną, chociaż przeplataną siwymi pasami,
czuprynę. - Ona wcale cię nie nienawidzi. Zaczęła nowe życie. Ma
córkę. Przeprowadziła się do Londynu. Może boi się wracać do
przeszłości. Nie ma powodu, żeby darzyć cię nienawiścią. Po
prostu stałeś się tylko wspomnieniem, do którego może nie chce
wracać.
Błękitne
oczy spojrzały na kobietę niepewnie. W spojrzeniu Smitha pojawił
się ból, który piosenkarz bezskutecznie próbował ukryć przez
tyle lat. Blondynka wiedziała, że jej słowa ranią przyjaciela,
ale nie było innego sposobu, żeby zmusić go do działania, jak
wywołanie w nim buntu.
- Ale ja nie chcę być jej wspomnieniem. - zaprotestował Dan.
Mówił
tak cicho, że mimo panującego spokoju, Alice ledwo go dosłyszała.
-
No cóż, spóźniłeś się z tym postanowieniem jakieś osiemnaście
lat. - rzuciła luźno Polka, oglądając swoje paznokcie. - Użalanie
się nad sobą nic ci teraz nie da.
Brunet
zagryzł mocno wargę, odwracając wzrok. Kobieta nie rzucała z
reguły złośliwych uwag, które mogły zranić inne osoby. Była na
to zbyt miła. Dlatego jej zachowanie zdziwiło Smitha.
-
Co dzisiaj z tobą? - mruknął wokalista, a jego dłoń
niebezpiecznie zbliżyła się do butelki.
Blondynka
westchnęła przeciągle, nadając pozie odrobinę arogancji. Zawsze
była dobra w grze aktorskiej. Zanim Dan zdążył sięgnąć po
szklane naczynie, złapała je i przysunęła do siebie, żeby
znalazło się poza zasięgiem niebieskookiego.
-
A co z tobą? - odparła z chłodnym uśmiechem. - Czyżbyś dalej
ją...
-
Nie! - przerwał natychmiast mężczyzna, przenosząc się do pozycji
półleżącej. - Nic z tych rzeczy! Ja po prostu...
Kiedy
przeczesywał włosy nerwowym gestem wyglądał jak tamten młody
chłopak pełen ambicji i z błyskiem w oku przed jednym z nigdy
niekończących się koncertów. Alice nie pamiętała, w którym
dokładnie momencie w życiu muzyka pojawiło się więcej alkoholu i
samotnego śpiewania nocą w dziwnych miejscach, niż koncertów oraz
wywiadów. Zupełnie jakby znów znalazł się w punkcie wyjścia i
nie miał pojęcia, w którą stronę pójść.
Na
szczęście pisarka doskonale wiedziała, kto może ruszyć go z
miejsca.
-
Kochasz ją?
Czekała
spokojnie, obserwując, jak Dan nieruchomo wije się w myślach,
próbując wreszcie zdecydować, co czuje. Jego oddech przyspieszył,
jakby brunet faktycznie wykonywał fizyczną pracę.
Wreszcie
Smith z cichym jękiem oparł łokcie na kolanach i ukrył twarz w
dłoniach. Kobieta uśmiechnęła się lekko, gdy piosenkarz wymruczał
coś niezrozumiałego w odpowiedzi.
-
No to kochasz ją czy nie? - ponowiła pytanie, ale już cieplejszym
tonem.
-
Uchym...
-
Nie słyszę...
-
No kchm...
-
Dan.
Niebieskie
oczy spiorunowały ją pełnym irytacji spojrzeniem.
- No kocham ją! - wybuchł wreszcie, niemal wstając. - Kocham ją od
tylu lat, że już nawet nie wiem, kiedy ją kocham, a kiedy nie, a
kiedy już myślę, że jej nie kocham, to okazuje się, że ją
kocham, ale jak ją kocham, to nienawidzę tego, że ją kocham, więc
wmawiam sobie, że jej nie kocham, ale bez względu na to, co robię,
bez względu na to jak się staram, to i tak... - opadł
bezsilnie na oparcie sofy, spuszczając luźno dłonie wzdłuż
ciała. - To i tak ją kocham.
Blondynka
nie mogła powstrzymać śmiechu na widok zrezygnowania przyjaciela.
-
Jasne. - warknął mężczyzna. - Jeszcze się ze mnie śmiej.
Alice
wyciągnęła z torebki niewielki kawałek papieru i podała go
Danowi.
-
Może zamiast męczyć mnie swoimi jękami, przestaniesz tworzyć o
niej smutne piosenki, których nie chcesz nikomu pokazać i się z
nią umówisz? - spytała.
Smith
przyglądał się rzędowi cyferek na karteczce. Wreszcie spojrzał na
przyjaciółkę, a na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.
-
Ty mała, podstępna żmijo. - zmrużył oczy, niemal ukrywając je
pod długimi rzęsami. - Wyłudziłaś od niej numer?
-
Acham. - zadowolona pisarka kiwnęła głową, jak dziecko, które
chwali się niedowierzającej mamie szóstką z matematyki.
Całe
życie musiała walczyć z infantylizmem, który czasem przejmował
kontrolę nad jej zanurzoną w chmurach głową.
-
Jesteś niesamowita. - brunet parsknął śmiechem.
-
Pamiętaj, nigdy nie wątp w moje nadprzyrodzone moce. - wystawiła
język i napiła się chłodnego wina, powstrzymując chichot.
Smith
przez jakiś czas ściskał w dłoni świstek, aż wreszcie Alice
podniosła się lekko z fotela. Wiedziała, że mężczyzna chce jak
najszybciej wykorzystać daną mu szansę. Błysk, który wreszcie
pojawił się w jego oczach, mówił sam za siebie. W końcu
piosenkarz czekał na to osiemnaście długich lat.
Dan
odprowadził ją do drzwi, ale mała karteczka wydawała się być
bardziej zajmująca niż przyjaciółka.
-
Hej Smith...
Niebieskooki
spojrzał na kobietę rozkojarzony i w tym samym momencie Alice
objęła go za szyję, przytulając z całej siły.
-
Nie zwal tego, okay? - mruknęła, chowając twarz w miękkim
materiale bluzy piosenkarza. - I nie poddawaj się. Jestem pewna, że
ona też za tobą tęskni.
- Dziękuję. - odparł Dan, uśmiechając się szeroko. - Naprawdę Ci
dziękuję Alice... Ale weź już przestań. O matko, bo się
uduszę...
Zawsze
narzekał i udawał, że coś go boli, gdy blondynka go przytulała.
Pisarka
cmoknęła brodaty policzek ze śmiechem i odsunęła się od
bruneta.
-
Powodzenia idioto.
Wciąż
uśmiechała się, gdy przygarbiona sylwetka, z koślawymi nogami
zamykała za nią drzwi. Kochała tego idiotę i chciała, żeby
wreszcie był szczęśliwy. Wiedziała, że tylko Alex przyniesie tej
pięknej, utrapionej duszy spokój.
Pytanie,
które sprawiło, że kobieta opuściła kąciki ust, wzdychając
ciężko,brzmiało:
Czy
Alex nadal kochała go tak, jak on kochał ją?
***
Odwiozłam
Maję do szkoły.
W drodze powrotnej stanęłam pod budynkiem który
ostatnio widziałam jakieś osiemnaście lat temu. Nic się nie
zmieniło. Spojrzałam w górę. Doskonale widziałam na które z
okien patrzeć. Jakiś szczekający pies, który wybiegał wraz ze swoim właścicielem z bramy, wybudził mnie z zamyślenia. Wzięłam głęboki wdech i
ruszyłam w stronę drzwi od klatki schodowej. Automatycznie wbiłam
kod otwierający drzwi i sama się zdziwiłam, że go pamiętam. Ale
gdy tylko nacisnęłam pierwsze dwie liczby, palce dalej same
powędrowały na następne cyferki.
Udało
się.
Weszłam niepewnie do środka.
Głucha cisza otaczała korytarz.
Zrobiłam
pierwsze kroki w stronę schodów prowadzących do windy. Lekko pochylona szłam cichutko w swoich botkach, aby nie stukać obcasami. Ktoś z boku pomyślałby, że jestem nienormalna, skradając się
jak kot.
-
Co ja robię? - uśmiechnęłam się pod nosem sama do siebie, wyprostowałam i już
pewnym krokiem stanęłam koło windy. Nigdy nie lubiłam jeździć
windą, bo nie raz za dzieciaka się w takiej zacięłam. Nie lubiłam
też za długo na nią czekać, więc stwierdziłam, że mały spacer
po schodach dobrze mi zrobi. Tak naprawdę wiem, że chciałam
przedłużyć moment spotkania w cztery oczy.
Serce
waliło mi jak szalone i już nie wiedziałam czy dlatego, że
wchodziłam po schodach nie mając kondycji czy ze stresu. Nie
wiedziałam czego mam się spodziewać? W końcu może Dan tam wcale
nie mieszka? Może już dawno zmienił miejsce zamieszkania.
Nieuchronnie
zbliżałam się do piętra na którym znajdowało się mieszkanie
Smitha.
Nagle
zatrzymałam się słysząc trzaśnięcie drzwiami. Ktoś zbiegał po
schodach. Przez chwilę się zawahałam, czy nie zawrócić, czy nie
zejść z powrotem na dół. Kroki były coraz głośniejsze. Złapałam
poręczy i popatrzyłam w górę. Zauważyłam ciemne dżinsy i
znane trampki. Serce prawie stanęło mi w gardle. Na szczęście to
tylko jakiś młody chłopak, zbiegał szybko ze schodów, lekko
trącając mnie ramieniem na zakręcie.
-
Oh przepraszam. - wydukał szybko.
-
Nic się nie stało. - uśmiechnęłam się do młodzieńca i odetchnęłam z ulgą.
Odwzajemnił
uśmiech a schodząc niżej jeszcze raz obejrzał się w moja stronę.
-
Dobra co ma być to będzie. - w końcu trafiłam pod znajome drzwi.
Zanim
zapukałam, przyłożyłam ucho do drzwi.
Nic nie było słychać.
W
godzinach popołudniowych ludzie raczej nie siedzą w domu w ciszy.
Przynajmniej tak mi się wydawało.
-
Trzy, dwa, jeden... - odliczyłam po cichu. Zapukałam lekko. Poczekałam chwilę i zapukałam raz jeszcze.
Nikt nie otworzył, nie słychać było aby ktoś w środku się
krzątał.
-
Może to znak, abym dała sobie spokój? - pomyślałam. - Czego ja
się spodziewałam? Że Dan otworzy mi drzwi i padniemy sobie w
ramiona, po tym co mu zrobiłam? Durna! - ze zrezygnowaniem stanęłam
tym razem pod windą. Wściekła na siebie, że przed latami
zawaliłam sprawę czekałam na nadjeżdżającą windę. Było mi już
wszystko jedno. Patrzyłam tępo w zapalające się powoli
numerki informujące na którym piętrze znajduje się winda.
Dojechała.
Patrząc
pod nogi usłyszałam jak drzwi się otwierają.
Spojrzałam
w górę.
Rozsuwające
się wrota windy powoli ukazywały mi wysoką, lekko zgarbiona
sylwetkę i cichy męski głos. Facet właśnie kończył rozmawiać przez telefon i odwrócił się w stronę drzwi.
Mężczyzna
zrobił krok do przodu, patrząc mi w oczy ale nie odezwał się
słowem.
Gdyby
nie ten wzrok i uśmiech który pojawił się za chwilę nie wiem czy
nie przeszłabym obok niego obojętnie gdybym go spotkała na ulicy. Nie poznałabym go.
Dan
miał bardzo duży zarost i gdyby nie jego wzrost pomyślałabym, że
spotkałam Cheta Fakera. Tym bardziej zmyliła mnie wełniana czapka
na jego głowie, która przykryła całkowicie włosy. Ale spod
okularów biły swoim błękitem jasne oczy mężczyzny.
-
Alex? Co Ty tu robisz? - uśmiechnął się piosenkarz.
-
Ja... ja... przyszłam... - niestety jego wzrok peszył mnie. -
Przyszłam z Tobą porozmawiać. - w końcu wydukałam.
-
Nawet nie wiesz jak się cieszę! - przytulił mnie jak gdyby nigdy
nic.
-
Przepraszam Cię, za mój wygląd ale... - spojrzał na siebie i
złapał za brodę, która była zdecydowanie za długa. Jego rzeczy też nie wyglądały na świeże. - Wejdziesz?
- wskazał na drzwi.
-
Tak, jasne. - skinęłam z uśmiechem. Jakoś nie przeszkadzała mi
specjalnie ta jego zmiana wyglądu.
Weszliśmy
do mieszkania. Po tym jak wyglądał Dan spodziewałam się, że
zastanę stertę brudnych ubrań i pustych butelek po
niezidentyfikowanym alkoholu, albo co gorsza jakieś panny śpiące
po kątach. No w puste butelki akurat trafiłam. Było ich tyle że spokojnie mogły by zastępować kręgle na dwóch torach. Ale mimo tego zostałam miło zaskoczona porządkiem, który
panował w jego mieszkaniu.
Nic
się nie pozmieniało. No może z wyjątkiem paru drobnych detali.
-
Gitara? Nie wiedziałam, że umiesz grać na gitarze? - stojący w
salonie instrument przykuł moja uwagę.
-
Nie umiem. - zaśmiał się Smith. - Czego się napijesz? - zapytał.
-
Masz jakiś sok? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, obchodząc
mieszkanie dookoła.
-
Nie mam... ale ma piwo smakowe? - ucieszony, machał mi butelką z
kuchni.
-
Może innym razem, przyjechałam autem. To może być woda, herbata,
kawa... co tam masz. - mało mnie obchodziło co będę pić,
bardziej skupiałam się znajomym wnętrzu. Firanka w salonie
delikatnie fruwała muskana lekkim wiatrem. Odsłoniłam ją, weszłam
na balkon. Słońce przyjemnie świeciło. Za chwilę poczułam dłoń
Dana na ramieniu. Miałam ochotę się do niej przytulić, ale
wiedziałam, że najpierw obowiązki a później przyjemności. W
końcu przyszłam tu porozmawiać.
-
Twoja kawa. - Dan podał mi filiżankę kawy z mlekiem. Tak jak
lubiłam.
-
Dzięki. - wzięłam łyk gorącego napoju.
-
Siadaj. - wskazał na jedno z drewnianych krzeseł i postawił
swoją kawę na stoliku. Miał tu całkiem przyjemne miejsce. Cisza,
spokój, widok na pobliski park, śpiew ptaków, zapach świeżej
kawy który pchał się w nozdrza. Ten mały drewniany taras, miał całkiem
miłą i odprężającą atmosferę. Na chwilę zapomniałam po co tu przyszłam.
-
Też lubię się tu relaksować. - powiedział nagle, jakby czytał
mi w myślach. Spojrzałam na niego ze zmrużonym okiem porażonym
przez słońce.
-To mówisz, że przyjechałaś z córką do Londynu? - zmierzył mnie wzrokiem.
-
Tak. Maya dostała się do szkoły muzycznej. - odpowiedziałam.
-
Muzycznej? Mhm...- niebieskooki zapatrzył się gdzieś w dal. - Śpiewa? Gra na czymś? - zapytał.
- I to i to. Pisze, śpiewa, komponuje. Gra na pianinie. - znajome? -
A co u Ciebie? Koncertujecie? Nagrywacie? Piszesz nadal? - próbowałam zejść z tematu Mai no i byłam
ciekawa co się u niego dzieje.
-
Nie koncertujemy. Ale kto wie... może zaczniemy znów. - nastała chwila
ciszy. - Piszę czasem. Ale to co napisałem przez ostatnie lata nie
ujrzało światła dziennego. Może jak dopracuję swoje teksty to
coś z tego będzie. Sam nie wiem. Nie jestem już taki młody jak
kiedyś, nie wiem czy mi się chce. Mam inne obowiązki. -
odpowiedział chyba wyczerpująco, cały czas wpatrując się w park.
Nie spojrzał na mnie ani razu. Za to ja nie mogłam się na niego
napatrzeć i przyzwyczaić do jego nowego wyglądu.
-
Obowiązki... skądś to znam. - uśmiechnęłam się biorąc do ust
kolejny łyk.
- Powiedz mi... - Dan zdjął czapkę z głowy a jego niesforne włosy
sterczały na wszystkie strony. Delikatnie dłonią zaczesał je do
tyłu. Jego zmarszczone brwi nad okularami, skupiły moją uwagę. -
Kiedy chciałaś mi powiedzieć? - zapytał a ja nie mogłam wydusić
z siebie słowa. - Dziś? Po to tu przyszłaś? - skierował gesty w moja stronę. Nie wiedziałam jak
mam odebrać ton jego głosu, więc się nie odzywałam i czekałam
co będzie dalej. - Wiesz... - zaczął bawić się łyżeczką mieszając w kawie. - Miałem do Ciebie kilka dni temu
zadzwonić. Moja przyjaciółka Alice dała mi Twój nr telefonu. I do dziś biję się z myślami czy powinienem sobie zawracać Tobą głowę... - nie to chciałam usłyszeć.
-
Dan... ja rozumiem, ja wiem, ja zdaję sobie sprawę i wcale mnie to
nie zdziwi jeśli nie będziesz mnie chciał już znać, ale...
przyznaje się stchórzyłam. - odpowiedziałam nie owijając w
bawełnę.
- Nigdy nie umiałem się na Ciebie gniewać i nadal nie umiem. Próbuję tylko zrozumieć, dlaczego? Przez osiemnaście lat, mieliśmy jakiś tam kontakt zanim urwał się całkowicie, a Ty nie mogłaś chociaż wspomnieć że masz córkę? Że mamy córkę? O czym tym myślałaśAlex? Tylko proszę Cię nie mów mi, że nie chciałaś zagrozić mojej karierze. - głos Dana zszedł z tonu. Widziałam w
jego oczach smutek.
Co ja najlepszego narobiłam?
-
Wiem, przepraszam Cię za to, ale nie jestem w stanie Ci tego
wytłumaczyć. Jestem idiotką, która pozbawiła Cię najlepszych
lat życia Twojego dziecka. Ale byłam zagubiona i sama nie
wiedziałam co mam robić. Wiem, że to nie jest wytłumaczenie i nie
mam nic na swoje usprawiedliwienie. Nawet nie chce tego robić... -
odpowiedziałam ze łzami w oczach po czym wstałam i chciałam
wyjść. Jak na złość zaplątałam się we fruwającą firankę.
Takie rzeczy zawsze zdarzają się w najmniej odpowiednich momentach.
-
Szlag by to! - machałam rękoma próbując wyswobodzić się z jej
uścisku.
-
Nie ruszaj się. - spokojny głos i delikatne ruchy dłońmi
uratowały mnie od śmierci przez uduszenie się firanką. - Alex...
- Dan stojąc na przeciwko mnie sięgnął do kieszeni spodni. Wyjął
portfel a z niego małą pogniecioną karteczkę. Delikatnie rozwinął
ją w swoich nadal zgrabnych choć lekko krzywych paluszkach i popatrzył na nią.
- Czy to jest jeszcze aktualne? - podstawił mi ją pod nos i popatrzył z miną zbitego psa.
Na
małym papierku, widniało ledwo widoczne pismo ale widoczne na tyle
abym mogła to przeczytać...
„Kocham
Cię i przepraszam.”
To była kartka którą zostawiłam u niego po naszej ostatniej wspólnej nocy. Nocy po której za dziewięć miesięcy przyszła na świat Maya. Trzymał
tą kartkę przy sobie przez osiemnaście lat? W życiu bym się tego
nie spodziewała. Małe coś a jak to idealnie wpasowało się do
naszej sytuacji. Stojąc w przeciągu między fruwającą firanka, która co jakiś czas ocierała się o nas, spojrzałam na Dana.
-
Tak. Jak najbardziej. - uśmiechnęłam się do szatyna pełna nadziei.
-
To ja już nie potrzebuję więcej żadnych odpowiedzi. - Smith
wyrzucił karteczkę przez balkon, która pofrunęła z wiatrem. Zbliżył swoje dłonie i delikatnie złapał mnie za podbródek. -
Obiecaj mi tylko, że tym razem nie uciekniesz. – cmoknął mnie w
delikatnie w usta.
-
Obiecuję. - odpowiedziałam cichutko a Dan uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie raz jeszcze.
Nogi miałam jak z
waty, żołądek ze stadem motyli i ściśnięte gardło.
Ale
uwierzcie mi... to był najlepszy pocałunek w wykonaniu Smitha.
Tadam
:)
Rzygam tęczą! A Wy?
Ale
spokojnie.... to jeszcze nie koniec!
Czekajcie
na następne rozdziały ! :)